pATOLOGIA PRAWApostulaty bambuser KONTAKT

 

 Reklama
 
DzielnyTata> Historia  Tomasza Majewskiego
 
26.11.2018   śmierć 25.11.2018 wypłynęły nowe fakty 5.12.2018
Historia walki o dzieci
Tomka Majewskiego

z listów do Dzielnego Taty

(Historia zakończyła się tragicznie - samobójstwem rozszerzonym)
 

z pisma do Dzielnego Taty czytamy

Szanowni Państwo

W związku z moją dramatyczną sytuacją rodzinną piszę ten list, gdyż pomimo zakończenia sprawy wyrokiem pierwszo instancyjnym w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu w obliczu kategorycznej postawy Justyny M. i uniemożliwiania mi kontaktów z dziećmi, konflikt dalej eskaluje i nic nie wskazuje, aby się miał zakończyć. Sprawy wymknęły się spod kontroli. Justyna M... nie rozumie, że bez względu na to czy jej się to podoba czy nie, jestem i zawsze będę ojcem naszych dzieci i usilne próby wymazania mnie z ich pamięci są zbrodnią na tych dzieciach. Właśnie dlatego przyjeżdżałem do przedszkola, na place zabaw i pod blok w którym przebywała Justyna M... błagając o możliwość spotkania z dziećmi? Dlatego, że całkowicie odcięła mi z nimi kontakt. Ja nie mam siły do tej walki o dzieci i z tym systemem. Jestem na skraju wytrzymałości i wyczerpany emocjonalnie, bo mało kto jest w stanie wytrzymać takie emocje i to przez tak długi czas. To jest u szczytu ludzkich możliwości. Obecna postawa Justyny M. a więc kreowanie się na ofiarę tej sytuacji jest skrajnie nieszczera patrząc na siłę rażenia z jaką działa. Czy ofiara śmieje się szyderczo na sali Sądowej, prycha, syczy i wyraża swoje oburzenie wobec jakiejkolwiek krytyki w jej stronę? Czy ofiara śmieje się i macha wraz ze swoim kochankiem przez okno, po odmowie wydania dzieci w Warszawie, pokazując w ten sposób swoją wyższość i okazując przyjemność ze sprawienia mi bólu? Czy ofiara w tak agresywny sposób toczy bój przed Sądem nie ustępując ani na krok, trwając w swoich wygórowanych żądaniach?

Do marca 2018 to ja zajmowałem się naszymi dziećmi, skróciłem etat w pracy i to ja robiłem wszystko żeby dzieci były szczęśliwe i zadowolone. To ja codziennie odbierałem dzieci z przedszkola nie po 9 godzinach, jak teraz ale po 6. I za to wszystko dzieci zostały mi odebrane. Za to całe poświęcenie, które im dałem. Justyna M... postanowiła odejść po zdradach małżeńskich i znalezieniu sobie nowego partnera, postanowiła i tak zrobiła. Nie licząc się zupełnie z dobrem dziećmi. Jak wytłumaczyć jej dwukrotne uprowadzenie dzieci? Pierwszy raz w marcu, kiedy bez żadnego przygotowania psychicznego po prostu zabrała je z domu i wywiozła w nieznane. Po odnalezieniu jej przez policję wróciła, lecz nie do domu rodzinnego ale do mieszkania jej rodziców we Wrocławiu. Po kilku dniach udało mi się wtedy sprowadzić syna do domu. Żałuję bardzo, że córka nie wróciła do domu razem z bratem, ale została przytrzymana przez matkę, która nie pozwoliła jej (córka później mówiła, że czekała aż po nią wrócę). Nie zrobiłem tego gdyż dałem Justynie M. słowo i miałem jeszcze nadzieję, że się opamięta i wróci. To był błąd, który obrócił się przeciwko mnie. Przez to zostałem oskarżony o rozdzielenie rodzeństwa i Sąd 8 maja 2018 przyznał jej pieczę, pomimo bezpodstawnego zabrania dzieci z domu. Ta decyzja była zupełnie niezrozumiała. Myślałem wtedy „co ja takiego zrobiłem, że zebrano moje dzieci?” „przecież to nie ja uprowadziłem je z domu rodzinnego, opiekowałem się nimi, byłem dobrym ojcem” To był dla mnie tak wielki szok, że w akcie desperacji w nocy po rozprawie wsiadłem w auto, zabrałem syna i pojechałem przed siebie. Trudno nazwać to porwaniem, ponieważ przecież posiadam pełne prawa rodzicielskie. Ponadto mając wyrzuty sumienia sam zgłosiłem się na komisariat policji w Monachium. Dlaczego to zrobiłem? Dlatego, ze znam Justynę M... i jej matkę A.O...., ich bezwzględność i nienawiść do mnie. Ci ludzie nie mają w sobie za grosz uczuć, nie działają logicznie i dla dobra dzieci. Ich jedynym celem jest chęć upodlenia mnie w oczach dzieci za wszelką cenę. Pamiętam jak po rozprawie, na której nie zostały ustalone żadne kontakty z dziećmi podczas rozmowy pełnomocników, (teściowa) A. O podjudzała Justynę M. mówiąc „nie zgadzaj się na żadne kontakty”. Ja czułem, że zabiorą mi dzieci i dlatego ten akt desperacji stał się faktem. Proszę Państwa, to naprawdę nie jest normalna rodzina. Zawsze zastanawiało mnie dlaczego rodzice Justyny M. nie mają żadnych znajomych. Teraz już wiem, że z takimi ludźmi nikt nie chce mieć do czynienia.

Justyna M... użala się nad swoim losem matki samotnie wychowującej dwójkę dzieci. Przecież sama do tego doprowadziła kolejny raz uprowadzając dzieci do Warszawy, zabraniając mi sprawowania jakiejkolwiek opieki nad nimi, również w przypadku nagłych potrzeb, takich jak załatwianie spraw. Przecież ja zawsze chętnie podejmę się opieki nad dziećmi. Ale Justyna M... zrobi wszystko, żeby mi to uniemożliwić.

Proszę i błagam, niech ktoś powstrzyma tą kobietę przed jej dalszymi działaniami. Co wnoszą te jej kolejne pisma pełne kłamstw nasączone nienawiścią i agresją w stosunku do mnie i opisywaniem moich pseudo agresywnych zachowań? Jej kolejne próby obalenia i tak skromnych kontaktów, braku zgody na kontakty bez kuratora. NIC. Tylko dalej eskalują konflikt. Błagam Państwa, niech ktoś wreszcie porozmawia z tą kobietą, niech ją przebada. Niech ktoś wreszcie przebada jej matkę, A. O . Wytłumaczy im, że izolowanie dzieci od ojca jest złem, zniszczeniem dzieci i ich psychiki. Ja kocham moje dzieci najbardziej na świecie i nie potrafię z nich zrezygnować i bez nich żyć. Jeśli Państwo macie dzieci, to proszę sobie wyobrazić, że któregoś dnia ktoś zabiera wam dzieci i oświadcza, że możecie Państwo się z nimi spotykać dwa razy w miesiącu a i to zależy tylko i wyłącznie od kaprysów matki. Jak Państwo byście się zachowywali? Czy nie przyjeżdżalibyście do przedszkola, szukali dzieci po parkach i placach zabaw? Czy gdyby dzieci zniknęły na prawie 2 miesiące nie poszlibyście Państwo do gazet i mediów publicznych? Czy nie rozwieszalibyście afiszy z ogłoszeniem zaginięcia dzieci? Czy nie zamieszczalibyście apeli w internecie? Proszę się nie dziwić dlaczego ja to robię. Przecież nie dla rozgłosu, nie dla sensacji. Z troski o dzieci i z miłości do nich. A teraz proszę mi odpowiedzieć, czy jeśli to ja bym uprowadził dzieci w marcu i przetrzymywał je aż do rozprawy, to uznając, że jest to stan zastany Sąd dałby mi pieczę nad mini? Czy jeśli byłyby przy mnie i to ja bym wzywał policję za każdym razem jak Justyna M... pojawiłaby się na horyzoncie, zostałbym potraktowany poważnie? Czy jak wariat? Czy gdybym to ja zdradził żonę, knuł podstępnie wyprowadzkę z dziećmi do Warszawy z kochanką a następnie cichcem i w tajemnicy przed matką kolejny raz uprowadziłbym dzieci do innego miasta oddalonego prawie 400 km od miejsca zamieszkania, to Sąd mnie, OJCU, przyznałby pieczę nad dziećmi i dał rozwód bez orzekania o winie? Przecież właśnie ja celem obniżenia temperatury tego sztucznie podgrzewanego konfliktu zgodziłem się na rozwód bez orzekania o winie, nie dochodząc tu swojej oczywistej racji. Czy w końcu za nie realizowanie żadnych postanowień Sądu dotyczących kontaktów z dziećmi też byłbym bezkarny? Czy policja przychodząc do mnie nie zażądałaby ode mnie wydania dzieci siłą? To jest właśnie powód dla którego sprawy zaszły tak daleko i wymknęły się spod kontroli. Powodem jest nierówne traktowanie człowieka – rodzica z uwagi na płeć, co jest sprzeczne z art 33 pkt 1 Konstytucji RP. Matka – Justyna M... może wszystko a ojciec jest prześladowany za to, że chce i teoretycznie, zgodnie z Konstytucją RP ma prawo wychowywać swoje dzieci a w rzeczywistości jest to nierealne. I to nie są żadne mrzonki, to jest fakt o czym przekonałem się na własnej skórze. Przez ponad pół roku walczę z Justyną M., ubiegam się w Sądach o normalność w tym Państwie. Napisałem już dziesiątki pism i listów do chyba wszystkich możliwych instytucji w Polsce, bez żadnego rezultatu. Jestem już wykończony tym wszystkim. Dlaczego to ja muszę udowadniać że umiem się opiekować dziećmi skoro robiłem to przez ostatnie lata? Dlaczego Justyna M... nie musi tego robić. Dlaczego Sąd wierzy we wszystkie kłamstwa, które ona pisze. Mało to już wielokrotnie udowadniałem, że Justyna M... kłamie przed Sądem, w OZSS, przed policją i prokuraturą. Czy ktoś w końcu powstrzyma tą kobietę?

Od samego początku konfliktu usiłowałem, wielokrotnie prosiłem i proponowałem spotkania, rozmowy. Wysuwałem propozycje rozwiązania opieki nad dziećmi. Proponowałem opiekę równoważną. Nigdy nie sugerowałem całkowitego odcięcia matki od dzieci tak, jak to robi ona w stosunku do mnie. Z racji wcześniejszego pełnienia roli głównego opiekuna dzieci i silnych więzi z nimi, nie byłem w stanie zaakceptować realizacji opieki nad dziećmi w postaci „widzeń” dwa razy w miesiącu. Justyna M... swoim zachowaniem próbuje mnie wpędzić na skraj wytrzymałości, który generuje popełnianie błędów. Będąc na preferowanej i stabilnej pozycji nie popełnia ich a jeszcze narzeka że już nie ma siły. Ona specjalnie stosuje prowokacje, nie wydając dzieci, wzywając na mój widok policję po to, aby zmusić mnie do czynów desperackich i potem wykorzystać je przeciwko mnie. Ciekawe jak by się zachowała będąc na moim miejscu. To Justyna M... całkowicie uniemożliwia mi kontakt z moimi dziećmi, nie widzi przy tym żadnej swojej winy a moje zachowania zmierzające do utrzymania kontaktu z dziećmi określa jako agresywne. No tak przecież tak najłatwiej pozbyć się byłego męża – oskarżyć go o agresję. Na dodatek ciągle utrzymuje, że nie ogranicza mi kontaktu z dziećmi.

Od samego początku, od marca 2018 roku, Justyna M... pokazała jaki jest jej cel - odizolowanie dzieci ode mnie. Ton słów Justyny M. jest tak wysoce bezczelny, ze świadczy to tylko i wyłącznie o świadomości jej całkowitej bezkarności. Jak sama przyznaje, zarzuca Sądowi, że nie ograniczył władzy rodzicielskiej i przyznał ojcu kontakty „władza rodzicielska Tomaszowi Majewskiemu nie została w żaden sposób ograniczona, otrzymał szerokie kontakty.. i bez nadzoru...” (Nie będę komentował ujęcia szerokich kontaktów w zakresie, w jakim one zostały ustanowione). A ja się pytam dlaczego Justyna M... bez żadnego nadzoru robi sobie z dziećmi co chce, wywozi je do odległego miasta, samowolnie zapisuje do placówek, nie informuje mnie o niczym co jest związane z dziećmi. Ani o ich leczeniu, ani o tym co z nimi robi, ani gdzie jeździe i z kim je zostawia. W szkole pozwoliła sobie przekazać informację, że mam odebraną władzę rodzicielską, tym samym zdradziła pożądaną przez siebie sytuację, jak to się ma do opinii OZSS o niej. Oczywiście nie zapominając o słynnym zakazie zbliżania, którym Justyna M... macha i chwali się nim wszędzie. Nie wiem jakimi metodami uzyskała ten zakaz, ale jakim cudem normalnemu człowiekowi, który kocha swoje dzieci wręcza się zakaz zbliżania do nich? Proszę sobie tylko wyobrazić, co Państwo byście zrobili otrzymując zakaz zbliżania do własnych dzieci tylko za to, że tęskniliście za nimi i chcieliście za wszelką cenę się z nimi zobaczyć?

Okres w rodzinie, kiedy są małe dzieci jest trudnym okresem wymagającym poświęcenia obu stron sprawujących opiekę nad nimi. Podjęcie tego trudu Justyna M... uważa za zbyt obciążające ją, pomimo tego iż czynnie uczestniczyłem w przeróżnych obowiązkach domowych z racji tego, że wracała do domu późno i często jej w domu nie było. Samodzielnie oprócz opieki nad dziećmi wykonywałem czynności takie jak zakupy, przygotowanie posiłków, prace domowe, co zostało udowodnione i znajduje się w aktach sprawy. W tej sytuacji nie rozumiem zarzutu jakobym zrobił z niej służącą. Wręcz przeciwnie, to ja byłem „matką Polką” w tym związku. Uważam, że ta kobieta powinna być przebadana przez biegłych psychologów, gdyż jej zachowania świadczą o poważnych zaburzeniach osobowości, nie mówiąc już o świadomości rodzicielskiej i predyspozycjach wychowywania dzieci. Justyna M... nie rozumie pojęcia takiego jak pełna rodzina, pomimo że w takiej się wychowała, ona chce mieć dzieci tylko dla siebie. Najgorsze jest to, że działa nie sama ale pod wpływem ludzi, których celem jest zniszczenie życia dzieciom poprzez całkowite odizolowanie ich od ojca.

Prawdziwym powodem jej wyprowadzki do Warszawy jest kochanek, z którym to Justyna M... od dawna planowała ułożenie sobie życia w Warszawie co jest udowodnione i znajduje się w aktach sprawy. Przyznawała też otwarcie, że wyprowadzka będzie ciężkim przeżyciem dla dzieci, które będą cierpiały z tego powodu. Dowody na to twierdzenie również znajdują się w aktach. Przeszkodą na tej drodze jestem ja – ojciec dzieci i dlatego jestem tak mocno atakowany. Justyna M... sama przyznaje że uciekła dla siebie, co potwierdza jej prawdziwe intencje, które są sprzeczne z dobrem dzieci.

Prawdziwym dobrem dla dzieci byłoby rozwiązanie, gdyby zostały one w domu rodzinnym w Domasławiu, gdzie mieszkały od urodzenia. Opieka mogłaby być ustalona w taki sposób, że to rodzice by się zmieniali a dzieci byłyby cały czas w jednym miejscu. Oszczędziłoby to dzieciom stresu, nerwów i zmiany środowiska, wielokilometrowych podróży. Dlaczego taka opcja nie jest preferowana przez Sąd. Zamiast tego dzieci przyznaje się chaotycznie jednemu rodzicowi a drugi zostaje zepchnięty na marginalny plan. Zepchnięty i zdeptany przez matkę i wymiar sprawiedliwości. Zniszczony w majestacie prawa. A przecież najważniejsze miało być dobro dziecka. Tylko co takiemu dziecku po rodzicu, który przez działanie Państwa Polskiego może już nie stanąć na nogi?

Proszę nie słuchajcie Państwo tych wszystkich deprecjonujących ojca stwierdzeń Justyny M. Mówi na przykład, że „dostałem” wakacje bez nadzoru – cóż to w ogóle za pretensja? Jakim prawem miałoby się odmówić ojcu wakacji z dziećmi? Justyna M... zachowuje się tak, jakby tylko ona miała prawo do dzieci i były one jej własnością, a jakbym ja był jakimś wielokrotnym przestępcą. Dlaczego w takim razie tak strasznie chciała wracać do pracy będąc na urlopie macierzyńskim – bo miała już dość siedzenia z dziećmi w domu. W swoich pismach stwierdza, że Sąd zdecydował o kontaktach. NIE. Sąd tylko akceptował jej wnioski mające na celu odizolowanie mnie od dzieci. Za obecny stan rzeczy odpowiedzialność ponosi również system Prawa Rodzinnego w Polsce, który deprecjonuje ojca w życiu dziecka i faworyzuje matkę, która pozostaje całkowicie bezkarna. Nigdy w życiu nie podejrzewałem, że dzięki mojej byłej już małżonce, z którą mieszkałem przez 13 lat oraz dzięki mojemu Państwu moje życie przerodzi się w koszmar.

Nazywa mnie prześladowcą. W dniu 14 października gdy stałem pod jej blokiem w Warszawie stała w oknie z kochankiem i machali mi pokazując że i tak nie wygram. Justyna M... chce za wszelką cenę pokazać, że dzieci się mnie boją, że boją się chodzić do przedszkola itp. To jest tylko wytwór jej chorej wyobraźni. Przez 2 tygodnie dzieci były ze mną na wakacjach. Było im ze mną dobrze, po powrocie nie chciały wracać do matki i do mieszkania. Wielokrotnie pytały: „dlaczego nie możemy zostać z tobą tato, dlaczego mama zabrała nas z domu”.

Od pół roku znoszę upokorzenia ze strony tej kobiety, zniszczyła moje życie, zabrała dzieci, oskarżała mnie o molestowanie, pobicia, agresję, nękanie. Zdeptała mnie i zabrała wszystko co dla mnie w życiu było najważniejsze. Mało to załatwiła słynny zakaz zbliżania do moich ukochanych dzieci. Czy ktoś jest w stanie powstrzymać ją i jej chore zapędy? Kiedy Państwo zrozumiecie, że ta kobieta gra na Państwa uczuciach, próbuje wymusić litość a jednocześnie z drugiej strony kąsa jak jadowita żmija, cały czas prowokuje, testuje moją wytrzymałość. Czy to są zachowania osoby, która się czegoś boi? Tak nie zachowuje się prawdziwa ofiara. Osoba przestraszona chciałaby jak najszybciej zakończyć konflikt i zgodziłaby się na mediacje. Jednak Justyna M... od samego początku nie godziła się na żadne kompromisy, na rozmowy, ustalenie opieki itp. Ma być tak jak chce ona albo nie będzie w ogóle. To nie jest osoba, która się mnie boi. Zwrócić należy uwagę na słowa, która padły podczas spotkania z kochankiem w dniu 21 lipca 2018, kiedy to oboje przyznają „burak jest nie szkodliwy” (burakiem oczywiście jestem ja).

Czy normalnym jest, że matka dzieci chowa je przed ojcem pod kanapą? Dlaczego bez obecności matki dzieci lgną do mnie, przytulają się i mówią, że mnie kochają i chcą ze mną być. Dlatego że nie są pod jej toksycznym wpływem. Dzieci nie boją się mnie, tylko boją się matki. Boją się, że jeśli pokażą przy niej, że kochają tatę, to matka okaże niezadowolenie. To jest lojalność dzieci wobec niej. Jak pytam dzieci, dlaczego się chowały i dlaczego uciekały przede mną odpowiadają, że „boją się reakcji mamy” i „nie wiemy co mama powie”.

Proszę Państwa, Justyna M... i jej rodzina to są toksyczne osoby, które poprzez psychiczną manipulację osiągają odpowiednie zachowania u dzieci. Tak samo zachowywała się A. O (teściowa), która również jest niezwykle toksyczną matką, względem swojej córki, Justyny M, która traktowała jak swoją własność. Będąc bezwzględną, nie uznającą żadnych kompromisów matką. Cudem udało mi się wyrwać Justynę M. spod macek tej kobiety. Za co zresztą zostałem przez A. O. znienawidzony i która sama mi powiedziała „rozerwałaś pępowinę ale zobaczysz ja ją odbuduję” Tak też ostatecznie się stało. Justyna M... w ten sam sposób potraktuje dzieci Artura i Kornelię – zniszczy im życie, na co ja, ich ojciec nie mogę pozwolić.

Od września 2018 nie zostało zrealizowanych 8 dni „kontaktów” oraz dwa pełne weekendy. Samowolne działania Justyny M. przekroczyły już wszelkie możliwe granice. Dlaczego Państwo nic nie robicie żeby ją powstrzymać? Ile jeszcze muszą dzieci się nacierpieć, żeby ktoś w końcu zareagował? Czy tak trudno jest wydać nakaz przekazania dzieci na zasądzony kontakt? Ile razy mam jeździć do Warszawy i przysłowiowo ”całować klamkę”? Ciekawe czy gdyby role się odwróciły to też nikt z Państwa by jej nie pomagał a ja byłbym taki bezkarny.

Jej działania świadczą o chęci całkowitego unicestwienia mnie. Zresztą ma nawet plany zmiany dzieciom nazwisk tak, aby dzieci nie mogły dojść prawy o swoim ojcu. Wtedy ona ze swoim kochankiem będą mogli żyć w spokoju i wychowywać dzieci razem. Proszę mi teraz odpowiedzieć czy osoba z takimi zamiarami i mająca tak skrajny charakter jest dobrym materiałem na opiekuna i wychowawcę dzieci? Czy to co napisałem w wystarczający sposób tłumaczy mój niepokój związany z tym, że dzieci przebywają tylko z nią? Mam nadzieję że tak. Z tego co opowiadały dzieci, kochanek Justyny M. bardzo często przebywa w mieszkaniu w Warszawie. Powiedziały też że nie podoba im się jego obecność. Jako ojciec moich dzieci i pełnoprawny opiekun nie wyrażam na to zgody. Nie wyobrażam sobie, żeby obcy mężczyzna miał styczność i wychowywał moje dzieci. Podczas gdy ich biologiczny ojciec ma limitowane „kontakty”.

Na koniec chciałbym odnieść się do uzasadnienia, jakie zostało wydane w związku z wyrokiem z dnia 8 października, otóż „Sąd uznał, że to powódka sprawuje nieprzerwanie i bezpośrednią pieczę nad małoletnimi” - A jak ma być inaczej, skoro taka była decyzja Sądu, a powódka nie dopuszcza ojca do dzieci? Znaczy to, że Sąd uznaje to co sam ustala a nie jaka jest prawda oraz co by było dobre dla dzieci. „W związku z czym jest ona bardziej zorientowana niż ojciec w zakresie codziennych obowiązków dotyczących córki i syna” Czyli najpierw odbiera się mi dzieci, którymi ja się zajmowałem W PEŁNYM ZAKRESIE, nie pomijając codziennych obowiązków, a później stwierdza się, że osoba, której zostały przyznane dzieci lepiej jest zorientowana w codziennych obowiązkach, niż osoba, której dzieci zostały odebrane? To jest przecież rodzaj próby usprawiedliwienia nieprzemyślanych decyzji, podjętych jakiś czas temu i odniesienia ich do obecnej „zastanej” sytuacji. Jak to się ma do sytuacji z 8 maja, gdy piecza została powierzona wyłącznie Justynie Ma. j, pomimo iż do tego czasu syn mieszkał wyłącznie ze mną przez prawie 2 miesiące – dlaczego wtedy nie potraktowano tego jako stanu zastanego. Ponadto mieszkałem wraz z synem w domu rodzinnym w którym mieszkał od urodzenia. Czy nie logicznym było postanowienie powrotu córki do tego domu. Wtedy dzieci byłyby u siebie razem. A Justyna M... zdecydowałaby sama co dalej z sobą ma zrobić. Dlaczego nie został zasądzony taki oczywisty z punku widzenia dobra dzieci wariant? Biorąc jeszcze pod uwagę więzi, jakie łączą dzieci ze mną i kto sprawował główną opiekę nad nimi ta decyzja była tym bardziej błędna. Ponadto gdy dzieci zostały uprowadzone do Warszawy Sąd zalegalizował to bezprawie tłumacząc stanem zastanym. Dlaczego zaakceptowano uprowadzanie dzieci przez matkę? Dlaczego przed podjęciem decyzji z 8 maja nie przeprowadzono badania przez biegłych, dlaczego nie odbyły się wizytacje kuratorskie w miejscach zamieszkani dzieci? Tamta decyzja została podjęta preferując płeć, co jest w sprzeczności z art 32 i 33 pkt 1 Konstytucji RP. Czy jeśli matka zabrałaby dzieci do baraku to też zostałoby to zaakceptowane przez Sąd? Można to rozumieć w następujący sposób: Jeśli kobiecie „znudzi” się mąż, może spakować dzieci, uprowadzić je i Polski Sąd to prawnie zaakceptuje. Jeśli tak zrobiłby ojciec to dzieci, to i tak mu je odbiorą a on sam poniesie srogie konsekwencje. Wszystkie kontrowersyjne wydarzenia, które miały miejsce po 8 maja są konsekwencją tej decyzji Sądu.

Błagam Państwa o pomoc i powstrzymanie tej niezrównoważonej kobiety. Błagam Państwa o przebadanie jej i jej rodziców. Błagam Państwa, niech ktoś kompetentny odbędzie z nią rozmowę. Niech to udokumentuje, żeby już więcej nie mogła kłamać. Niech wreszcie ktoś zajmie się tą sprawą bo dłużej tak żyć się nie da. To Justyna M... próbuje za wszelką cenę poprzez zniszczenie mnie, całkowicie odebrać mi moje dzieci lamentując, płacząc i kreując się jako osoba wielce poszkodowana. Tymczasem to nie ona musi jeździć do Warszawy, ponosić z tego tytułu ogromne koszty, spać w samochodzie na parkingu pod blokiem przy temperaturze otoczenia 4 stopnie C, bo tak Sąd zadecydował. To nie ona od pół roku widzi swoje dzieci okazjonalnie. To nie ona musi patrzeć jak dzieci nie chcą się do niej odzywać „bo mama zabroniła'” To nie jej odebrano wszystko co najważniejsze w życiu człowieka. Proszę jedynie o możliwość opieki nad moimi dziećmi. Czy proszę o wiele? Błagam Państwa jeszcze raz o skrawek normalności.

Z poważaniem

Tomasz Majewski

link do facebooka
https://www.facebook.com/tomasz.maj.3367

wniosek do sądu o opiekę naprzemienną pdf

zobacz czy Tomek był związany z dziećmi ?

 


Walka Tomka w Fakt.pl


Tak to się zakońćzyło

https://wawalove.wp.pl/tragedia-na-sali-zabaw-nie-zyje-ojciec-i-4-letnie-dziecko-6320987997566593a?fbclid=IwAR2T-xi0U67S2NMBeCcan1R9OfX55Un7sc-jx9FSuXrZ3Uez2yiVAK-eJ54

http://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2018-11-26/mezczyzna-mial-otruc-swojego-syna-w-jednym-z-warszawskich-parkow-zabaw/?ref=aside_najnowsze&fbclid=IwAR3mUi063PfaF-lPYTcSkrWnAasfARjxTtzbeW4DzgE2mqaYU_kdJFXGYjI

 


Pozostaje mieć nadzieję że ta kolejna śmierć nie pójdzie na marne
i ktoś rozsądny wprowadzi obowiązkową opiekę naprzemienną
z pozostaniem dzieci w ostatnim wspólnym miejscu zamieszkania

 


ostrzegamy wszystkich przed wydawaniem wyroku na ojcu,
pamiętajcie że nie musiał zrobić tego on jak sugeruje prasa,
to oni mogli mu coś podrzucić do picia a picie mógł dostać syn
pamiętajcie że takie sytuacje miały już miejsce w historiach ojców

nasze stanowisko przedstawione w wp.pl

https://wiadomosci.wp.pl/tragedia-na-sali-zabaw-uwazamy-ze-mogl-byc-otruty-6322078784108161a

z listu wyżej wynika jeszcze coś innego - jeśli nie było to morderstwo

to podpada pod ten art...

Art. 207. Znęcanie się
Dz.U.2018.0.1600 t.j. - Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. - Kodeks karny

§ 3. Jeżeli następstwem czynu określonego w § 1–2 jest targnięcie się pokrzywdzonego na własne życie, sprawca
podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.

prawo prawem - ale jak to teraz brzmi?

 

 

   

zobacz korespondencję sms
Tomka z DzielnyTata

tu masz postanowienie sądu - niezgodnie z art 26kc§2

 

 

 


zobacz jaka jest skala problemu

Znasz nasze akcje?

Podobne historie znajdziesz tu

 

 
 
 
 
 
 
         
art zainspirowany tą tragedią:   jaka jest prawda?   czy jakaś partia mogła mu pomóc?
   
 

opieka naprzemienna mogła zapobiec tej tragedii - Tomek o nią występował: kliknij w banner

 

 

DzielnyTata.pl