pATOLOGIA PRAWApostulaty bambuser KONTAKT

 
 Reklama
 
DzielnyTata> Historia  Piotra Wojtkowiaka
 
      Reklama
Historia  Piotra Wojtkowiaka

Być między matką a ojcem, to gorzej niż między młotem i kowadłem

Wyszarpywanie Oliwiera

- Na własnej skórze przekonałem się, jak działa wymiar sprawiedliwości w Polsce, w sprawach gdy jest konflikt między kobietą i mężczyzną - opowiada Piotr z Kalisza, który walczy o prawo do widzenia się ze swoimi dziećmi. - Wszystkie sprawy odbywają się zaocznie: była sprawa o alimenty - odbyła się zaocznie, sprawa o opiekę nad dziećmi - również odbyła sie bez mojego udziału. Żona złożyła pozew o rozwód 1 sierpnia ub. roku, a mój adwokat do dzisiaj go nie otrzymał i nie może na niego odpisać.
Tymczasem przy każdym posiedzeniu sąd podpiera się tym, co w swoim pozwie napisała żona

Jakub Banasiak

Gdy kilkanaście lat temu na ekrany kin wszedł film ,,Tato'' opowiadający o tym, jak w sądach traktowani są mężczyźni, ubiegający się o prawo do opieki nad dziećmi, wydawało się, że obraz przejaskrawi problem. - Ale życie poszło zdecydowanie dalej. Z tego co pamiętam, bohater tamtego filmu mógł uczestniczyć w postępowaniu sądowym, przedstawiał swoje argumenty, a ja nawet nie wiem, że odbywa się rozprawa i dopiero z pism sądowych dowiaduję się, że sąd coś postanowił za moimi plecami - opowiada
Piotr z Kalisza, ojciec 10-letniego Oliwiera i 6-letniej Marii. - Moja żona zrobiła coś, czego nigdy w życiu nie powinna zrobić - oddzieliła mnie od dzieci na dwa miesiące. W ogóle nie wolno mi było kontaktować się z dziećmi. Nie było możliwe porozmawianie z nimi przez telefon, nie mówiąc już o widzeniu się z synem i córką. A dzieci były ze mną związane emocjonalnie, ponieważ przez pół roku sam je wychowywałem i opiekowałem sie nimi, gdy żona pracowała za granicą.

Pół roku bez mamy

Mężczyzna przed wakacjami, przez sześć miesięcy samotnie opiekował się dziećmi. Miał na głowie dwa mieszkania i dwójkę dzieci w wieku 9 i 5 lat, także przygotowanie przyjęcia w związku z przystąpieniem do komunii Oliwiera. - Żona przyjechała w maju właśnie na komunię i zachowała się okropnie. Już wtedy wiedziałem, że nasze małżeństwo się rozpadnie, ale nie przypuszczałem, że będzie się to odbywać kosztem dzieci. Po przyjęciu wyjechała do Niemiec i kontakt się w zasadzie urwał. Wprawdzie
tłumaczyła, że to ja nie pozwalałem jej na rozmowy telefoniczne z dziećmi, ale to bzdura - ja doładowywałem żonie telefon komórkowy, a ona, mimo, że nie dzwoniła do domu, ciągle nie miała pieniędzy na komórkowym koncie. Wróciła z pracy w Niemczech 24 lipca ub. roku. Wtedy postanowiła zabrać dzieci mówiąc mi, że jedzie z nimi do swojego brata. Syn, jakby czuł, że dzieje się coś złego, usiadł mi na kolanach i powiedział, że nigdzie pojedzie. Sam go jednak namawiałem - przecież nie wiedział się z
mamą wiele tygodni. Byłem pewien, że wróci do domu. Tymczasem po południu dostałem sms, że niebawem żona przyjedzie do domu po swoje rzeczy i rzeczy dzieci. Wieczorem przyjechała bez syna i córki i zaczęła się awantura. Chciałem się dowiedzieć, gdzie sa moje dzieci i dlaczego ich nie ma w domu. Usłyszałem, że naszego małżeństwa już nie ma i że nie mogę się widywać z synem i córką - relacjonuje mężczyzna.

Potrójny szok zafundowany dzieciom

Obawiając się najgorszego, jeszcze w lipcu ojciec poszedł do szkoły, do której chodził syn i poinformował dyrekcję, że nie wyraża zgody na ewentualne przeniesienie dziecka do innej placówki. Niestety, we wrześniu okazało się, że syn nie chodzi już do SP 16. - To była najgłupsza rzecz, jaką można było zrobić dziecku - wspomina mężczyzna. - Żona zafundowała synowi trzy stresy - pierwszy to oczywiście nasz rozwód, drugi, to rozłąka ze mną, no i trzeci - zmiana szkoły. Oliwier chodził od początku
do SP 16, tam miał kolegów, znajomych, tam czuł się dobrze. Nagle został przeniesiony i musiało się to odbić na jego psychice. Gdy tylko dowiedziałem się, do której szkoły zostały przeniesione dzieci, postanowiłem się z nimi zobaczyć. Poszedłem po Oliwiera i gdy mnie ujrzał, rzucił mi się na szyję. Zdążyliśmy przez chwilę porozmawiać i wtedy na horyzoncie pojawiła się żona, która natychmiast zaczęła mnie odciągać od syna. Mówiła, że nie wolno mi z nim rozmawiać, ani się z nim spotykać. Nie
dałem jednak za wygraną i poszedłem natychmiast do dyrekcji szkoły, aby raz na zawsze wyjaśnić tę sprawę. I właśnie ze strony dyrekcji otrzymałem ogromną pomoc. Dowiedziałem się, że żona napisała oświadczenie, w którym zakazuje mi odbieranie dzieci, ale przecież ja nie mam ani odebranych, ani ograniczonych praw rodzicielskich!

Kaliszanin wspomina, że szukał pomocy i wsparcia wszędzie - w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej, Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie, Centrum Interwencji Kryzysowej, a nawet w prokuraturze. Nawiązał również kontakt ze stowarzyszeniem, które monitoruje problem ojców, ale nikt nie był w stanie mu pomóc. Żona zaś wraz z pozwem rozwodowym złożyła wniosek o ,,zabezpieczenie dzieci na czas trwania rozwodu''. - I muszę przyznać, że właśnie tutaj przeżyłem największy szok - sąd podjął decyzję
zaocznie! Bez rozmowy konsultacji ze mną, z dziećmi! Nikt mnie nie wezwał do sądu - dostałem jedynie postanowienie, że opiekę nad dziećmi sprawuje żona.

,,Dzieci spędzają z ojcem pierwszy i trzeci weekend miesiąca od piątku do niedzieli (...), przy czym pozwany będzie zobowiązany do odbierania małoletniej z każdego miejsca zamieszkania matki i dziecka oraz jego odwiezienia'' - można przeczytać w dokumencie. - Proszę zwrócić uwagę, że jest napisane ,,małoletniej'' to znaczy, że co? Że nie mam syna? Że jego to postanowienie nie dotyczy? Mam więc do czynienia z kolejnym poważnym błędem sądu w oficjalnym dokumencie. Mam syna Oliwiera i córkę
Marię, nie Magdalenę. Ale dla sądu to widocznie nią miało znaczenia. mam jeszcze więcej wątpliwości - w postanowieniu jest napisane, że ,,małoletnią'' mam odbierać z miejsca zamieszkania matki... A jeśli matka będzie mieszkać w Niemczech? W sądzie nie mogłem się podzielić moimi wątpliwościami, ponieważ - jak wspominałem - wszystkie decyzje podejmowane są zaocznie.

Kaliszanin odwołał się od postanowienia do Sądu Apelacyjnego w Łodzi, aby zmienił decyzję i by dzieci na czas rozwodu były pod opieką ojca. Ale mimo, że od złożenia odwołania minęło blisko pół roku (zostało złożone pod koniec sierpnia) do dzisiaj nie otrzymał odpowiedzi.

Oliwier mieszka z tatą

Najgorsze jednak, że rozłąkę z ojcem bardzo przeżywa syn. - Pod koniec listopada Oliwier zadzwonił i strasznie płakał - relacjonuje tata chłopca. - Mówił, że nie chce mieszkać z mamą, że mam coś zrobić. Postanowiłem kolejny raz porozmawiać z żoną. Błagałem, żeby przekazała Oliwiera mnie. Wtedy się na to zgodziła, ale z czasem oskarżyła mnie o uprowadzenie dziecka... Jak mogłem uprowadzić dziecko, w sytuacji, gdy na wigilijną wieczerzę syn pojechał do mamy, a ona go po niej przywiozła do mojego
domu... Jak więc mogłem ukraść własne dziecko? Jak w ogóle można ukraść swoje dziecko? Zresztą, wydaje mi się, że dla syna korzystniejsza jest sytuacja, gdy mieszka ze mną. Jakiś czas temu, żona poszła z nim do lekarza psychiatry, który po jednej albo dwóch wizytach stwierdził, że dziecko ma ADHD i przepisał mu na to leki. Psycholog, którego poprosiłem o spotkanie z Oliwierem powiedział, że absolutnie nie ma mowy o ADHD w przypadku syna! Odkąd mieszka ze mną, nie dostaje żadnych leków.
Nadrobiliśmy również zaległości, jakie nagromadziły się w szkole - niestety, moja zona tego nie rozumie
A co z córką? - pytam kaliszanina. - Boli mnie to, że dzieci są rozdzielone, ale cóż - moja córka była u mnie przez trzy tygodnie i płakała, chcąc wrócić do mamy. Rozumiem to, dlatego sam zaproponowałem żonie, żeby do czasu zakończenia spraw w sądzie, Marysia mieszkała u niej - mówi mężczyzna.

  (powrót do historii)

 

 

Znasz nasze akcje?

 

   

 

 
 
 
 
 
 
         

 

 

 

   

DzielnyTata.pl